poniedziałek, 8 stycznia 2018

Ciasto czekoladowe z jabłkami, gruszkami i cynamonem

Mmmmmm, Świętami już zapachniało  ;-)
Pyszne, aromatyczne, wilgotne oraz długo utrzymujące świeżość ciasto czekoladowe z jabłkami, gruszkami i cynamonem. Idealna propozycja na Święta i nie tylko. Przepis bardzo łatwy (zaczerpnęłam go z bloga" moje wypieki", choć w składnikach i wykonaniu jest kilka małych zmian), ciasto szybko się robi i jeszcze szybciej znika z talerzy. Myślę, że ciasto podobne jest w smaku nieco do placka amerykańskiego lub ciasta „wiewiórka” czy też tzw. greckiego ciasta, choć te zawierają w sobie orzechy włoskie lub laskowe. To ciasto, które prezentuję, zawiera mielone migdały, rodzynki, pokrojone jabłka, gruszki. Owoce dodatkowo skrapiane są rumem przez co chłoną  jego smak oraz aromat (alkohol podczas pieczenia wyparuje, więc ciasto mogą jeść dzieci). Ciasto czekoladowe z jabłkami, gruszkami i cynamonem jest naprawdę cudowną kompozycją smaków i pachnie obłędnie. Prezentuje się równie wspaniale. Ciasto. za sprawą owoców, jest mocno wilgotne, dzięki temu na dłużej zachowa świeżość. Ciasto można wykonać z samymi jabłkami albo gruszkami, ale połączenie jabłek i gruszek w jednym wypieku daje fantastyczny efekt smakowy. Cynamon możemy zamienić na przyprawę korzenną, wówczas jeszcze bardziej w domu zapachnie Świętami.
Myślę, że przepis jest godny uwagi. Pokochają go na pewno osoby zapracowane, dla których niewielkim nakładem pracy można uzyskać wspaniały efekt. Ciasto ponadto spokojnie może zająć honorowe miejsce na świątecznym stole obok pracowitego makowca, piernika czy keksu! Serdecznie polecam.
Moi Drodzy Czytelnicy! Nie sądziłam, że ten wpis będzie już ostatnim wpisem przed Świętami Bożego Narodzenia. Jeszcze nie tak dawno sądziłam, że do Świąt zdążę dodać wiele wpisów.  Niestety, jak to zwykle bywa, w tym okresie przedświątecznym obowiązków i zajęć nie brakuje. Cierpię na chroniczny czasobrak  :lol: Dlatego już po Świętach na blogu pojawią się kolejne pyszne przepisy (wiele zaległych).
Tymczasem Czytelnikom bloga życzę pięknych, rodzinnych, spokojnych, wesołych Świąt. Niech Wasze domy pięknie pachną choinką oraz potrawami. Na Nowy Rok 2017 życzę wszelkiej pomyślności.

Przepis

Składniki:
220 gram mąki pszennej
100 gram zmielonych migdałów
2 łyżki kakao
1 łyżeczka cynamonu
1 łyżeczka proszku do pieczenia
4 jajka
1 szklanka o pojemności 250 ml drobnego cukru do wypieków
2 łyżki domowego cukru waniliowego (lub 1 opakowanie cukru wanilinowego)
200 gram miękkiego masła
2 jabłka
2 twarde gruszki
2 łyżki rodzynek (zamiennie żurawiny)
2 łyżki soku z cytryny
3 łyżki rumu
Polewa czekoladowa:
100 ml kremówki 30% lub 36%
100 gram gorzkiej czekolady (można użyć deserowej lub mlecznej)
W małym garnuszku podgrzać śmietanę kremówkę, prawie do wrzenia, zdjąć z palnika. Zalać nią posiekaną czekoladę, odstawić na 2 minuty. Po tym czasie wymieszać do powstania gładkiego sosu czekoladowego.
Jeśli nie chcemy ciasta oblewać polewą czekoladową możemy dość obficie oprószyć cukrem pudrem.
Wykonanie:
Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. Mąkę pszenną, proszek do pieczenia, kakao i cynamon przesiać przez sito, dodać zmielone (prawie na mąkę) migdały i odłożyć. Jabłka i gruszki obrać, usunąć gniazda nasienne, pokroić w niegrubą kostkę. Wymieszać z rodzynkami, sokiem z cytryny i rumem, odstawić na 1 godzinę w temperaturze pokojowej.
Mikserem/robotem kuchennym utrzeć masło i drobny cukier do wypieków oraz cukier waniliowy. Ucierać aż do powstania jasnej i puszystej masy maślanej. Stopniowo (jedno po drugim) dodawać jajka, ucierając po każdym dodaniu. Dodać przesiane suche składniki wraz ze zmielonymi migdałami i wymieszać szpatułką tylko do połączenia się składników, nie dłużej. Dodać odstawione jabłka oraz gruszki i wymieszać.
Formę o średnicy 23-25 cm wyłożyć papierem do pieczenia. Przełożyć do niej ciasto, wyrównać. Piec w temperaturze 170ºC przez około 45 - 50 minut (piekłam z termoobiegiem, ale można piec z grzałkami góra/dół) lub do tzw. suchego patyczka. Wyjąć, wystudzić. Polać gęstniejącą polewą czekoladową. Ewentualnie zamiast polewy ciasto oprószyć cukrem pudrem.

Perliczka pieczona w czerwonym winie, boczkiem owijana, w towarzystwie jabłek i żurawiny

Idealne danie na świąteczny stół. Ja bardzo lubię mięso z perliczki. To bardzo szlachetny i zdrowy drób. Rosół z perliczki już jest na moim bogu i serdecznie polecam jego przyrządzenie według mojego przepisu, bo jest naprawdę pyszny. Warto zrobić taki rosół choćby na świąteczny czy niedzielny obiad. Będzie smakował wybornie.
Perliczki to nieduże ptaki. Na ogół ważą trochę ponad kilogram 1200-1400 gram. Taka perliczka to porcja średnio dla czterech osób, choć wszystko zależy od apetytów naszych domowników czy gości oraz dodatków. Perliczkę można podać jako samodzielne danie, ale będzie także idealna jako danie obiadowe, podana np. w towarzystwie ziemniaków, kopytek, klusek i surówki.
Perliczka nie należy do tanich mięs, jednak myślę, że warto od czasu do czasu przyrządzić perliczkę na niedzielny obiad, a Święta będą już na pewno odpowiednim czasem na wydawałoby się wykwintne danie, ale jednak bardzo proste do przyrządzenia, a jednocześnie smaczne i aromatyczne. Perliczka pieczona w czerwonym winie, boczkiem owijana, w towarzystwie jabłek i żurawiny jest naprawdę delikatna w swojej strukturze, wcale nie przesuszona oraz wyrazista w smaku. Po prostu doskonała!

Przepis

Składniki:1 perliczka (na ogół są z Wielkopolski) o wadze 1kg do 1, 4 kg
Sól (u mnie 2 płaskie łyżeczki)
2 ząbki czosnku
Pieprz
Świeże oregano (może też być tymianek)
Świeża bazylia
Świeży rozmaryn (u mnie był już ususzony prawie, ale nie ma to znaczenia, bo suche „igiełki” też są bardzo aromatyczne i nie tracą na jakości)
Jabłka 2 duże sztuki (kwaskowate, szara reneta lub inne kwaskowate)
Czerwone wytrawne lub półwytrawne wino
Boczek surowy wędzony plastry 2 opakowania (każde o wadze 90 gram)
100 gram suszonej żurawiny
Wykonanie:
Perliczkę umyć, oczyścić, wytrzeć papierowym ręcznikiem kuchennym. Natrzeć solą, pieprzem i czosnkiem przeciśniętym przez praskę,  posypać świeżymi posiekanymi ziołami. Odstawić do lodówki, najlepiej  na całą dobę.
Na około pół godziny przed pieczeniem perliczkę wyjąć z lodówki. Piekarnik nagrzać do 170 stopni (najlepiej termoobieg, ale może też być góra-dół). Jabłka obrać, usunąć gniazda nasienne, jedno pokroić w kostkę, a drugie w ćwiartki. Jabłko pokrojone w kostkę wymieszać z połową opakowania żurawiny. Włożyć do środka perliczki. Perliczkę z obu stron obłożyć plastrami boczku. Włożyć do naczynia żaroodpornego. Dodać drugie jabłko pokrojone w ćwiartki, resztę opakowania żurawiny podlać szklanką czerwonego wytrawnego lub półwytrawnego wina. Wstawić do nagrzanego piekarnika i piec w temperaturze 170 stopni przez pół godziny, potem temperaturę zmniejszyć i piec w temperaturze 130-140 stopni przez około 2 godziny. Tak naprawdę czas jest tylko orientacyjny. Wszystko zależy od piekarnika. Kiedy uchylimy pokrywkę naczynia żaroodpornego i ukłujemy patyczkiem do szaszłyków, a patyczek bez żadnego oporu przejdzie niemal na wskroś perliczki, to będzie oznaczało, że mięso jest już gotowe. Perliczkę podawać z ulubionymi dodatkami, np. pieczonymi ziemniakami czy kopytkami w towarzystwie np. surówki z kapusty pekińskiej lub sałaty lodowej z sosem (dipem) jogurtowo-czosnkowym lub buraczków zasmażanych, czyli klasycznej jarzynki obiadowej. Można też potraktować taką perliczkę jako samodzielne danie.

Pieczone nogi (uda) gęsie

„Gęsina na Świętego Marcina” – tak powiada przysłowie. I choć już po 11 listopada, to jednak na samą myśl o pieczonych nogach gęsich oblizuję się ze smakiem. Przyznać muszę, że mięso z gęsi przygotowywałam dopiero po raz pierwszy! No ale już wiem na pewno, że nie ostatni. Nie wiem czemu do tej pory jakoś nie po drodze mi było z gęsią. Mięso z gęsi w świeżej postaci właśnie w listopadzie czy grudniu jest bez problemu dostępne, wtedy też  jest ponoć najlepsze,  w mrożonej postaci zaś jest do kupienia przez cały rok.
Kupiłam więc przed Świętem Marcina dwie świeże nogi  gęsie z myślą właśnie o świątecznym obiedzie. Postanowiłam je upiec  z jabłkami, gruszką z dodatkiem cydru , uprzednio peklując mięso podstawowymi  przyprawami.
Tak przygotowana gęś, długo pieczona, smakowała wprost wybornie, naprawdę zaskoczona byłam kruchością mięsa, tym, z jaką łatwością odchodziło od kości, mięso było miękkie, aromatyczne i bardzo smaczne. Nie przekombinowałam też z przyprawami i dodatkami. Wszystko idealnie się skomponowało w całość. Smak potrawy przeszedł moje najśmielsze oczekiwania  :-D I już mam chęć na kolejne wariacje smakowe w roli głównej z gęsią.
Mięso z gęsi, pomimo sporej ilości tłuszczu, należy do bardzo zdrowych mięs i mimo, że spośród drobiu jest najbardziej kalorycznym mięsem, to jednak ma niski indeks glikemiczny i korzystny skład tłuszczów. Tłuszcz z gęsi jest najzdrowszym tłuszczem zwierzęcym, łatwo przyswajalnym, ma sporo wartości odżywczych, kwasy omega-3, omega -6 (obniża zły cholesterol), zawiera ogrom pełnowartościowego białka, składników mineralnych. Nie bójmy się więc tłustej gęsi właśnie z uwagi na zdrowotne walory, poza tym większość tłuszczu wytopi się podczas smażenia czy pieczenia, mięso pozostanie chude. Tłuszcz jak wiadomo jest nośnikiem smaku (uznawany za afrodyzjak), chroni mięso przed wysuszeniem.  Taki wytopiony tłuszcz warto zlać do słoiczka, a potem wykorzystywać do innych potraw.
Wytopiony z gęsi smalec docenia medycyna ludowa. Idealny na infekcje górnych dróg oddechowych. Zaleca się picie mieszanki składającej się z łyżeczki ciepłego smalcu i łyżeczki miodu rozpuszczonych w 1/2 szklanki ciepłego mleka. Maść ze smalcu z olejem rycynowym działa rozgrzewająco, można nią nacierać klatkę piersiową przy przeziębieniu oraz bolące stawy.
Gęś owsiana to arystokracja wśród drobiu, doceniają ją zagraniczni koneserzy smaku. Aż trudno uwierzyć, że Polska jest największym producentem gęsiny w Europie, a niestety na statystycznego Polaka przypada zaledwie 17 g gęsi rocznie. Prawie cała produkcja trafia na rynek niemiecki.
Szkoda, że gęś jest przez niektórych zapomniana, że podchodzi się do gęsiny z tak dużą rezerwą albo traktuje tylko i wyłącznie odświętnie i to tylko raz do roku. Ja postaram się w swojej rodzinie to zmienić, tym bardziej, że przygotowane przeze mnie pieczone nóżki gęsie zachwyciły moich bliskich. Zapraszam Was do wypróbowania przepisu.

Przepis

(dla dwóch lub czterech osób w zależności od wielkości nóg gęsich):
2 gęsie nogi
Łyżeczka soli
2 duże ząbki czosnku
2 łyżeczki majeranku
1 płaska łyżeczka papryki słodkiej mielonej
2 jabłka np. szara reneta (lub inne kwaskowe)
1 twarda gruszka (u mnie konferencja)
Około 150 ml cydru jabłkowego
Wykonanie:Czosnek przecisnąć przez praskę lub rozgnieść nożem albo rozdrobnić w moździerzu i utrzeć z łyżeczką soli. Natrzeć tą mieszanką dobrze oczyszczone i umyte, a potem osuszone papierowym ręcznikiem kuchennym  gęsie nogi. W dłoniach rozetrzeć majeranek i natrzeć nim mięso. Wierzch (skórę) posypać mieloną słodką papryką. Odstawić szczelnie nakryte folią spożywczą  do lodówki na dobę albo dłużej. U mnie marynowały się prawie 48h.
Przed pieczeniem nogi  gęsie wyjąć na około godzinę wcześniej. Na suchej patelni obsmażyć na rumiano. Wytopiony tłuszcz zlać do słoiczka i zachować do innych potraw.
Do naczynia żaroodpornego włożyć gęsie nogi. Jabłka i gruszkę umyć. Przekroić na ćwiartki, usunąć gniazda nasienne, nie obierać ze skórki. Ułożyć w naczyniu. Podlać cydrem. Wstawić do nagrzanego piekarnia do 180 stopni. Piec pół godziny, po czym obniżyć ją do 120 stopni i piec kolejne 3h. Na 15 minut przed końcem można uchylić pokrywkę naczynia, znowu podnieść temperaturę do 180 stopni, by skórka była chrupiąca.
Gęsie nogi podawać np. z pieczonymi ziemniakami lub kaszą np. gryczaną czy pęczak. Znakomitym dodatkiem do gęsi będzie także żurawina czy buraczki zasmażane.

Rogale marcińskie (świętomarcińskie)

Tradycyjnie rogale marcińskie lub świętomarcińskie (bo takie dwie nazwy funkcjonują) są przygotowywane w Poznaniu z okazji dnia św. Marcina - 11 listopada. Ponoć tego dnia sprzedaje się parę ton rogali  ;-) Niegdyś rogale popularne były tylko w Poznaniu (generalnie Wielkopolska) i tam ponoć są najlepsze (tego nie wiem, bo niestety nigdy nie miałam okazji próbować poznańskich rogali), jednak powoli tradycja rogali zaczęła przechodzić na różne rejony i tak w chwili obecnej niemal w każdym popularnym dyskoncie czy cukierni są one dostępne, właśnie szczególnie w listopadzie, a już na pewno na święto Marcina. Ja próbowałam z kilku miejsc kupnych rogali i niektóre z nich były całkiem smaczne, choć nie mam odniesienia do tych najlepszych rzekomo, czyli poznańskich. W tym roku zadebiutowałam rogalami, pierwszy raz skusiłam się na własnoręczne wykonanie i nieskromnie przyznać muszę, że rogale wyszły po prostu fantastyczne. Zachwyciłam się ich smakiem.  Bo, co do wyglądu to rzecz gustu, myślę, że nie mam jeszcze wprawy w ich zwijaniu, choć jak na pierwszy raz i tak jestem bardzo zadowolona. Poza tym są różne techniki zwijania. Myślę jednak, że nie ma to większego znaczenia. Oczywiście wygląd bardzo się liczy, bo jak to się mawia, najpierw jemy oczami. To zrozumiałe, że napawamy nasze zmysły. Jednak jeśli wygląd, niezależnie od formy, jest zachęcający, a rogale prezentują się apetycznie i w dodatku wyczuwamy obłędny zapach, to myślę, że na sam widok można dostać ślinotoku  :-D
Rogale marcińskie są niestety pracochłonne, bo zarówno samo wykonanie ciasta jak i farszu zajmuje nieco czasu, ale myślę, że chociażby raz do roku warto skusić się na ich wykonanie. Nie ma jak własny wyrób, pozbawiony chemii, konserwantów i tych wszystkich sztuczności. Ciasto półfrancuskie, bo takie jest używane do rogali, jest  zaskakująco delikatne, listkujące się, a nadzienie z białego maku, orzechów i bakalii, to naprawdę wspaniała uczta dla podniebienia! Rogale dodatkowo polane są lukrem i posypane orzeszkami. Ich wygląd to niebywała pokusa.
Rogale marcińskie z założenia powinny być duże, ale jakie zrobimy, to nasza indywidualna sprawa (ja zrobiłam i większe i mniejsze). Myślę, że te mniejsze są lepsze o tyle, że jest szansa na zjedzenie całego rogala, z podanego przepisu na ciasto wyjdzie ich też więcej (będą podzielne, można podzielić się z rodziną :-) ), te duże zaś mogą już sprawić mały kłopot :lol: Rogale są syte, dość słodkie i z całą pewnością kaloryczne, ale w końcu nie jada się ich codziennie. Myślę, że warto zaskoczyć rodzinę własnoręcznie przygotowanymi, ciepłymi rogalami, które po prostu rozpływają się w ustach i smakują niebiańsko! Szczerze polecam!

Przepis

Składniki:
Ciasto:500 gram mąki pszennej tortowej
40 g świeżych drożdży
250 ml mleka (podgrzanego, ciepłego)
4 żółtka
4 łyżki cukru drobnego do wypieków, w tym 2 łyżki cukru waniliowego domowej roboty (jeśli takiego nie macie, użyjcie cukru kupnego – opakowanie plus 3 łyżki cukru drobnego)
Płaska łyżeczka soli
3 łyżki stopionego masła + 200 gram masła w temperaturze pokojowej
Nadzienie:350 gram białego! suchego maku
¾ szklanki cukru pudru
100 gram masy marcepanowej (zamiennie można wykorzystać 2 batoniki marcepanowe w czekoladzie, każdy o wadze 60 gram, czyli o łącznej wadze większej niż dodanie samej masy marcepanowej)
140 gram orzechów włoskich
4-5 ususzonych fig
Mała garść „białych” rodzynek (są to duże, jasne rodzynki)
¼ opakowania skórki pomarańczowej (tj. około 25 gram skórki pomarańczowej)
100 gram (opakowanie migdałów bez skórki, można użyć też płatków migdałowych)
Około 70 gram daktyli suszonych bez pestek
3 łyżki gęstej śmietany 18%
4-5 biszkoptów podłużnych (zamiennie może być sucha chałka)
2 białka
Dodatkowo:1 całe jajko (roztrzepane) plus dwie łyżki płynnej śmietany (bez różnicy czy 18% czy 30%) lub mleka do posmarowania rogali.
2 łyżki soku z cytryny plus tyle cukru pudru ile zabierze sok i jaką gęstość lukru chcemy mieć
Posiekane orzeszki lub migdały do posypania rogali
Wykonanie:
Ciasto:
 Przygotować  rozczyn drożdżowy. Do ½ szklanki ciepłego mleka dodać łyżkę drobnego cukru ,drożdże i łyżeczkę mąki. Całość delikatnie wymieszać, lekko oprószyć mąką wierzch  (choć nie jest to konieczne) i postawić w ciepłe miejsce (na około 15 minut) do wyrośnięcia.
Mąkę przesiać z solą do miski,żółtka utrzeć z cukrami na kogel-mogel, 3 łyżki masła roztopić w rondelku. Resztę mleka podgrzać. Wyrośnięte drożdże (rozczyn) dodać do miski z mąką i solą, delikatnie wymieszać rękoma, kolejno dodać kogel-mogel i mleko. Masę wyrobić do połączenia składników. Na sam koniec wlać przestudzone roztopione masło i ciasto wyrobić do momentu, aż zacznie ładnie odchodzić od miski i stanie się gładkie, elastyczne i sprężyste. Odstawić na godzinę do wyrośnięcia. Po tym czasie ciasto wyjąć z miski na stolnicę lub blat kuchenny (czysty!) oprószony mąką (lekko) i delikatnie przerobić ciasto. Po czym rozwałkować na prostokąt, 45cm x 25cm (tak, aby krótsze strony prostokąta stanowiły górę i dół). Następnie 2/3 ciasta posmarować masłem (200 gram). Ciasto należy złożyć na 3 części, najpierw składając do środka część bez masła, a potem drugi koniec z masłem. Taki pakiet ciasta należy obrócić o 90 stopni i rozwałkować delikatnie na prostokąt takiej wielkości jak przed złożeniem. Ciasto można lekko podsypać mąką, ale nie należy przesadzać, ciasto i tak jest plastyczne i bardzo dobrze się wałkuje. Prostokąt ponownie złożyć  na 3 części. Następnie ciasto położyć na tacce wyłożonej papierem do pieczenia lub. tak jak zrobiłam ja, włożyć do jednorazowej formy do ciasta, następnie szczelnie nakryć folią spożywczą i odstawić do lodówki na godzinę, aby ciasto się schłodziło. Po godzinie ciasto wyjąć, ponownie rozwałkować na duży prostokąt, złożyć i znowu na godzinę odłożyć do schłodzenia . Ten proces najlepiej powtórzyć jeszcze dwa lub nawet trzy razy. Po ostatnim wałkowaniu i składaniu, ciasto odłożyć do lodówki na całą noc, pamiętając, o szczelnym nakryciu folią. Ciasto wyjąć na około pół godziny przed planowanym robieniem rogali.
Nadzienie: Mak, figi i orzechy włoskie sparzyć gorącą wodą. Każde w oddzielnym naczyniu. Pozostawić na około pół godziny, dobrze odcedzić, pamiętając by mak odcedzać na drobnym sicie aby nie przeleciał, możemy także w tym celu użyć czystej gazy. Mak zemleć dwukrotnie, ja użyłam w tym celu termomixa , więc za jednym razem mak został idealnie rozdrobniony i zmielony na gładką masę. Orzechy, figi, daktyle, białe rodzynki, migdały, skórkę pomarańczową także zemleć (ewentualnie skórkę można dodać na sam koniec drobniutko posiekaną). Masę marcepanową rozetrzeć z cukrem pudrem i trzema łyżkami śmietany. Tę czynność wykonać za pomocą miksera lub innego naczynia miksującego. Biszkopty rozdrobnić. Białka ubić na sztywną pianę. Wszystkie powyższe rozdrobnione składniki dodać do masy makowej i dobrze całość wymieszać. Na koniec dodać na sztywno ubitą pianę z białek i delikatnie wymieszać. Masa powinna być dość wilgotna, ale zwarta. Gdyby była za twarda należy dodać dodatkowo śmietanę.
Ciasto na rogaliki rozwałkować na prostokąt o wymiarach około 65cm x 35cm i przeciąć wzdłuż długiego boku na dwie części. Każdą z nich pokroić na 12 trójkątów lub 8 trójkątów. Rozsmarować nadzienie, zostawiając mały margines przy podstawie trójkąta, tak około 1-1,5 cm. Kolejno brzeg trójkąta założyć na masę makową, na środku zrobić nacięcie nożem, odgiąć delikatnie na boki, a następnie zwijać rogaliki w kierunku wierzchołka. Masa makowa ma prawo być widoczna. Nie żałujcie masy napełniając nią rogale.
Gotowe rogaliki ułożyć na blaszce, zostawiając między nimi spore odstępy, przykryć ściereczką kuchenną i pozostawić do wyrośnięcia na około 90 minut.
Piekarnik nagrzać do 180 stopni (grzałka góra-dół z termoobiegiem). Wyrośnięte rogale posmarować jajkiem roztrzepanym ze śmietanką lub mlekiem, wstawić do gorącego piekarnika i piec około 15-20 minut, do zrumienienia. Wyjąć na kratkę, przestudzić.
Jeszcze lekko ciepłe polukrować - cukier puder utrzeć z 2 łyżkami soku z cytryny, można dodatkowo posypać posiekanymi orzechami lub migdałami.

Sernik z rosą

Kolejny z zaległych przepisów. Sernik z rosą, bo o nim mowa, upiekłam już jakiś czas temu, kiedy jeszcze w babcinym ogrodzie, na drzewie orzecha, powiewały zielone i żółte liście. I w takiej cudownej pogodowej aurze, kiedy słonko jeszcze ogrzewało swoimi promykami, cykałam fotki wybornego sernika z rosą. Jeszcze na samą myśl ciasta ślinka mi cieknie. Sernik wyszedł puszysty i naprawdę bardzo smaczny. Nie wiem czemu, ale do tamtego dnia był to przeze mnie całkiem zapomniany przepis, nie piekłam sernika z rosą od dawna, aż wreszcie za sprawą mojej koleżanki Magdy, która piekła go często, a któregoś razu pochwaliła się wypiekiem, przypomniałam sobie o tym serniku, nabrałam ochoty i koniecznie musiałam upiec.
Sernik z rosą to taka klasyka wśród serników. Niegdyś przepis na to ciasto był bardzo popularny i w wielu domach się go piekło na różne okazje.
Sernik wychodzi bardzo delikatny, lekki, puszysty, nieprzesłodzony, a kropelki rosy, o kolorze karmelu tudzież herbaty, pojawiające się na piance z białek, czyli na wierzchu ciasta, stanowią tylko ozdobę sernika i dodają niebywałego uroku. Sernik z kropelkami prezentuje się świetnie i zachwyca wyglądem, szczególnie dzieci, choć dorosłych także. Ja sama muszę przyznać, że nie mogłam doczekać się etapu studzenia sernika, kiedy to właśnie pierwsze kropelki zaczynają się pojawiać. Czekałam na ten moment z wielką niecierpliwością, wręcz z motylami w brzuchu. I kiedy zaczęły pojawiać się pierwsze kropelki, skakałam z radości i cieszyłam się jak dziecko  :-D Taka mała rzecz, a tyle sprawiła radości. Moja córka na widok kropelek na serniku, powiedziała wow :lol:
Sernik z rosą to kremowa masa serowa na kruchym spodzie z pianką. Pianka nie jest klasyczną bezą, bo jest mniej słodka i nie jest chrupiąca, za to bardzo delikatna. Całość rozpływa się w ustach i smakuje wybornie. A także wspaniale prezentuje. Szczerze polecam!

Przepis

Składniki:
Ciasto:3 szklanki mąki pszennej
250 g masła lub margaryny
3 żółtka
1/2 szklanki cukru
2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia
Masa serowa:1 kg sera twarogowego mielonego (tym razem użyłam z wiaderka, choć oczywiście najlepszy byłby ser wiejski do zmielenia lub już zmielony )
2 szklanki mleka 3,2%
1/2 szklanki oleju
1 szklanka cukru drobnego do wypieków
2 łyżki cukru waniliowego
2 budynie śmietankowe bez cukru (w proszku)
4 żółtka
sok wyciśnięty z 1 cytryny
*uwaga!!!
Można też dać tylko jeden budyń śmietankowy ale wówczas należy dodać 4 żółtka plus dwa całe jajka.
Wierzch:7 białek
szczypta soli
2/3 szklanki cukru
Wykonanie:
Ciasto:
 Wszystkie składniki na ciasto wkładam do miski i szybko zagniatam kruche ciasto. Ciasto należy schłodzić w lodówce (choć ja przyznaję, że nie zawsze to robię ;-) ). Kolejno dno klasycznej prostokątnej blachy wyłożyć pergaminem, a na to wyłożyć rozwałkowane ciasto. Można też dno blachy wyłożyć porwanymi kawałeczkami ciasta, kolejno uklepać dłońmi. Ja preferuję drugą opcję, bo wałkować niezbyt lubię  ;-) Poza tym druga opcja wydaje mi się szybsza i prostsza.
*uwaga!!!
Rekomenduję podpieczenie spodu ciasta do lekkiego zrumienienia, to da nam gwarancję, że nie wyjdzie zakalec w cieście. Masa serowa wylewana na surowe ciasto jest dość rzadka i mogłaby przyczynić się do zakalca w kruchym cieście. Jednak nie jest to regułą i zdarzyć się nie musi. Ja spodu nie podpiekłam wcześniej i zakalec nie wyszedł. Jednak doskonale wiem o tym, że taka opcja istnieje i nie zawsze ryzyko może nam się opłacać. Dlatego chcąc mieć pewność udanego wypieku polecam uprzednie podpieczenie ciasta (około 15-20 min w temp 160-170 stopni do lekkiego zarumienienia). A wybór Wam pozostawiam ;-)
Masa serowa: Do miski wkładam żółtka (lub żółtka i całe jaja – w zależności, którą opcję wybieram, czy z jednym budyniem czy z dwoma). Dodaję oba cukry, sok z cytryny i miksuję, kolejno po łyżce dodaję zmielony ser twarogowy. Nie ma sensu zbyt długo miksować ciasta, wystarczy tylko do połączenia składników. Zbyt długie miksowanie niepotrzebnie napowietrza masę, co w przypadku sernika nie jest dobre, bo wyrośnie zbyt duży a potem szybko opadnie. Na sam koniec wsypuję proszek budyniowy (jeden lub dwa w zależności od wersji) dokładnie mieszam. Następnie wlewam powoli mleko i olej ciągle miksując. Masa wyjdzie rzadka.
Na podpieczony spód ciasta (lub nie podpieczony :-) ) wylewam masę serową. Ciasto wstawiam do piekarnika nagrzanego do temperatury około 165 stopni i piekę około godziny.
Wierzch: Z białek, soli i cukru ubijam sztywną pianę. Białek nie można ubijać zbyt długo, bo to nie ma być beza. Pianę z białek wyłożyłam na upieczone ciasto, wyrównałam lekko łyżką (najlepiej byłoby za pomocą widelca robiąc wzorek, o czym ja tym razem zapomniałam) i piekę jeszcze ok. 15 – 20 minut w temp 160 stopni, aż pianka się lekko zrumieni. Nie wolno piany piec zbyt długo lub doprowadzić do tego, że pianka zbyt mocno się spiecze. Wówczas kropelki rosy mogą się nie pojawić.
Po tym czasie wyłączam piekarnik, zostawiam ciasto w gorącym piekarniku około 10-15 minut. Po czym uchylam lekko drzwiczki i znowu pozostawiam sernik na 20 minut. Po tym czasie wyjmuję blachę z ciastem i pozostawiam do całkowitego ostudzenia. Po kilkunastu godzinach od upieczenia na wierzchu sernika powinny pojawić się kropelki złotej rosy. Na ten efekt czekałam z ogromną niecierpliwością i, jak wspomniałam wyżej we wpisie, cieszyłam się jak dziecko, gdy zaczęły pojawiać się pierwsze kropelki.